Najpierw wyjaśnienie. Miesiąc temu wymyśliłam sobie wyzwanie , w którym mamy ze sobą z Krzysiem „rozmawiać” na blogu, mieliśmy 24 godziny na odpisanie sobie i poniżej efekty. Było to dokładnie tydzień przed świętami, skończyło się w niedzielę wielkanocną i mieliśmy to od razu opublikować… I tego nie zrobiliśmy, bo nie wiedziałam jakie dać zdjęcie do wpisu! To są dla mnie absolutnie najważniejsze szczegóły i to w każdym aspekcie życia sobie coś takiego znajdę i potem sama siebie prześladuję. Poza tym jest wiele wpisów, których jeszcze nie wrzuciłam tylko i wyłącznie z powodu pierdoły lub przeterminowania, bo akurat było coś ważnego, a potem to już tak głupio itd. Kobiety lubią komplikować sobie i innym życie. Wrzucam naszą zabawę i zdjęcie kaszanki, bo na żadne pasujące się nie zdecydowałam.
Mania: Rzucam Ci wyzwanie. Masz 24 godziny na skomentowanie tego, o czym zaraz przeczytasz. Jeżeli nie zmieścisz się w czasie, będzie kara. Jakaś publiczna, niech ludzie mają rozrywkę w tych trudnych czasach. Jak odpiszesz w terminie, to potem ja mam 24 godziny i tak przez tydzień. Nie wiem, czy wyjdzie, czy opublikujemy, ale taki dzisiaj mam pomysł po otworzeniu książki Gizy i Stramika: „Łapy precz od żartów”.
Co dobrego wynosisz z pandemii? Ale nie wnioski, co będzie dobrego „po”, jak się Polska zjednoczy jak zawsze w ciężkich czasach, tylko tu i teraz czy są jakieś pozytywy dla Ciebie osobiście. Nie zrozum mnie źle, ja się nie cieszę z koronawirusa. Szukam oparcia, czegoś, czego nie doceniałam wcześniej, co nie miało znaczenia dla mnie, a co teraz stało się nawykiem. Podobno do wyrobienia nawyków potrzeba wykonywać daną czynność przez 21 dni, Myślę, że krócej, kwestia odpowiedniej przyczyny wykonywania danej czynności.
Pierwsza sprawa to Twoja obecność w domu przez całą dobę. Nie trzeba tego wyjaśniać, po prostu się cieszę, że możemy być razem, że Twoja praca nie naraża w żaden sposób Stasia. Nie rozumiem tych, którzy marudzą, że muszą siedzieć zamknięci ze swoją rodziną. No nie rozumiem, nie ogarniam ich myślenia, tego ich „muszę chociaż na chwilę wyjść, bo oszaleję”. To jest jakaś ucieczka terapeutyczna? Oszaleję, czyli zamorduję rodzinę? Jak tak się leczy choroby psychiczne to trzeba wprowadzić w życie dla innych chorych. A może to po prostu nuda, robienie na złość całemu światu i wymyślanie na siłę czegoś, czego się nie powinno, nie zaleca się, ale nie zabraniają, to znaczy, że można. Trzeba rezygnować ze swoich przyzwyczajeń, codziennych, często przyjemnych czynności (wciąż piszę o niewychodzeniu z domu), ludzie nie potrafią nawet na określony czas zmienić swojego standardu życia. Wyobraź sobie, co by było, jakby obostrzenia polegały na nauce matematyki. Taki w ogóle przykład z innej rzeczywistości, że żeby przetrwać covid-19 trzeba zaliczyć te wszystkie analizy i algebry. I każdy jest na tym poziomie, na którym jest obecnie, nieważne, czy dziecko, starszy człowiek, humanista, czy kibol. Nawet nie chcę strzelać, jaka byłaby śmiertelność. Jak myślisz? A w tv by mówili, że brakuje książek, energy-drinków i amfetaminy. W każdym razie wiesz, o co mi chodzi, siedzenie na tyłku w domu, a nauka czegoś, co jest kompletnie nie do przejścia dla wielu osób w odpowiedniej grupie edukacyjnej, a co dopiero ludzi w innych grupach wiekowych. Kolejna sprawa to mycie warzyw i owoców. Mycie mandarynek było dla mnie śmieszne, kiedyś w czasach przeddzietnych mycie jakichkolwiek warzyw i owoców nie było dla mnie normalną czynnością. Dziecko jak wiadomo, zmieniło wszystko, ale żebym ja myła banany, to się nie spodziewałam. Uważam, że to zostanie. To już jest nawyk, tak samo jak najpierw przypominające woodstock noszenie wszędzie żelu antybakteryjnego. Teraz bez niego nie wychodzę wyrzucić śmieci. Tyle na szybko, to nie mają być eseje.
Podsumowując bardziej niż wcześniej cieszę się, że jesteś kim jesteś, doceniam, że możesz pracować tak jak pracujesz i w całej tej trudnej sytuacji cieszę się, że mamy siebie cały czas. Zostaniem w domu nie ryzykujemy, czyli mamy 100% pewności, że nie rozprzestrzeniamy wirusa, nikt przez nas albo z nas nie zachoruje i nie trafi do szpitala. To też jest ratowanie świata, przynajmniej pomagamy uchronić przez zagładą. Już zawsze będę myć warzywa i owoce, wbiłam sobie to głowy przed trzydziestką-sukces! A na koniec dezynfekcja rąk wszędzie i po każdym pobycie wśród ludzi przypomina mi woodstock, częściej sobie przypominam te fale beztroski i szczęścia. Czas na Twój ruch-tylko nie zaczynaj od pojazdu po brudasach. 05.04.2020. 20.11
Krzyś: Och jakie piękna fraza „cieszę się jesteś kim jesteś”, szkoda tylko, że wyrwana z tego paskudnego kontekstu.
Co wynoszę dobrego z tego całego zła? Wiadomo, możemy być razem non stop. Prawdę mówiąc, nasza sytuacja za bardzo się nie zmieniła. U dużej części społeczeństwa nastąpiła zmiana jeśli nie o 180 stopni, to przynajmniej o 100, z kolei u nas to jedynie kosmetyka. Sypialnia za dnia jest moim gabinetem, Staś nie może wyjść na plac zabaw, na którym zresztą i tak nie może jakoś mega szaleć. Cała reszta bez zmian. Mega się cieszę, że w dowolnym momencie mogę wyjść z pokoju i popatrzeć co tam u Was, że Staś przylatuje powiedzieć w kogo aktualnie się zmienił, czy jest Shrekiem, Panem Sławkiem, Motocyklistą, AJem, czy cholera wie kim. To jest mega przyjemne uczucie, że jest ktoś, to kompletnie nie ma świadomości, co dzieje się na świecie, w dupie ma, że wali się światowa gospodarka, że miliony ludzi tracą pracę, tysiące umierają. W tym świecie najgorsze jest wyłączenie bajki, że ktoś przypadkiem przewrócił figurkę Szturmowca (poświęciłem 2 minuty, żeby sprawdzić jak te białe pajace z Gwiezdnych wojen się nazywają) udającą Księcia z Bajki. To jest super, ta nasza enklawa.
Ok, zrobię to. Postaram się wziąć w obronę tych, którzy #zostańwdomu zmieniają na #zostańwdomualenajpierwsięprzejdź. Fajnie mówić, że to nic prostszego niż po prostu zostać w domu. Niby idealny czas dla niedoszłych bohaterów, którzy mogą czynić dobro literalnie pierdząc w stołek. Łatwiej mierzyć własną miarą, kiedy siedząc w domu można robić praktycznie to, co do tej pory: ja dalej całe dnie spędzam przy kompie, a Ty ze Stasiem, nie martwimy się, że nie będzie z czego żyć za miesiąc czy dwa, poza tym praca to odskocznia, coś co zajmuje mi głowę, po pracy jest rodzina. A pomyśl, że nagle zostajemy z niczym, tylko my i cztery ściany. Nie ma pracy, nie ma dziecka. Myślę, że po tygodniu można nabawić się lekkiego pierdolca. Wyjście na krótki jogging czy spacer, przy jednoczesnym zachowaniu daleko idącej ostrożności (przynajmniej w mniemaniu spacerowiczów wydaje się ok). Jeśli ktoś spędzał na dupie 80-90% czasu, to przestawienie tej wajchy na 99% nie jest tak ekstremalnym wyzwaniem jak przestawienie jej z poziomu 20%. Nie mniej i tak pewnie nie brakuje pospolitych idiotów, ignorantów i wyznawców teorii spiskowych. Dla nich, aby poczuć zagrożenie, covid-19 musiałby wystąpić pod postacią dwumetrowego niedźwiedzia rzucającego się do gardła.
Dobra będę kończył, skoro challenge ma trwać cały tydzień, nie mogę wyprztykać się ze wszystkich złotych i srebrnych myśli. Wracając jeszcze na moment do moich osobistych odczuć związanych z zamknięciem w domu, są też negatywne aspekty, bo łaknąc jakiejkolwiek rozrywki (poza serialami), byłem o włos od zakupu PPV na Fame MMA. Tym razem wygrałem. A Najman nie. 😀 Jak myślisz, wróci silniejszy? 06.04.2020. 18.33
Mania: Szturmowiec brzmi jak ciasto z kajmakiem, pierwsze skojarzenie. Z warstwą biszkoptów, orzechów i jeszcze grubą warstwą polewy czekoladowej, w końcu szturmowiec, a nie jakiś przekładaniec. Masz rację, że mamy łatwiej w dostosowaniu się do sytuacji, Ty z natury jesteś przystosowany do siedzenia przy komputerze, a ja przyzwyczaiłam się do bycia z dzieckiem 24h. Jak to brzmi, jakbym się nauczyła obsługiwać np. wózek widłowy i zaczęła tak pracować. Nie rozmawialiśmy o tym, ale to, co się zmieniło, to nasze planowanie wyjazdów. Świat przed pandemią wspominam jako ustalanie, kiedy jedziemy do dziadków, kiedy umawiamy się z przyjaciółmi, kiedy do lekarza. Wiecznie coś kombinowałam. Kombinowanie to moje hobby. Weekendy pamiętam jako wspólne wyjazdy do parku lub na zakupy i potem na inny plac zabaw niż ten pod domem. Teraz ciężko mi odróżnić, co jest tygodniem, a co weekendem, chociaż nie mogę zarzucić Ci, że w weekend cały czas siedzisz przed komputerem. Cały czas to delikatna przesada. 🙂 Seriale aż mnie wołają, ale co z tego, jak Staś zasypia po 21, przez to zastanawiam się, czy odcinek, który trwa 50 minut, to nie jest szaleństwo. Fame mma pomogło mi poradzić sobie z wredną panią z mopsu. Dzwoniłam ostatnio i była tak bardzo niemiła, że się potem popłakałam. Wtedy przypomniałam sobie wypowiedź Bonusa BGC przed jego walką. Czysta poezja, humor, idealne wyczucie sytuacji. Pan Najman jeszcze pokaże, na co go stać, tego jestem pewna. Dzisiaj mam jeden z gorszych dni na zaczepki, więc kończę. Jeszcze tylko jedno pytanie: Czy wyszedł już nowy sezon Wiedźmina? 07.04.2020 14.00
Krzyś: Jeszcze nie, jeszcze troszeczkę, cierpliwości. Za to już jadą do nas książki, za chwilę będziesz mogła puścić wodze fantazji.
Jutro mija równo miesiąc mojego siedzenia w domu. Jakoś zleciało. Jako, że mam dość zajęty dzień, pójdę na łatwiznę i zaprezentuję kalendarium moich wyjść z domu (mogą wystąpić drobne przekłamania, jeśli chodzi o daty).
9 marca – byłem normalnie w pracy. Szok. Jechałem pociągiem! Szok! Z obcymi ludźmi! Szok!
17 marca – pojechałem autem 400m do Biedronki, a potem, żeby poczuć trochę wolności, przejechałem sobie 5km for fun,
w okolicach 19 mogłem pójść wyrzucić śmieci.
22 marca – miałem pojechać do rodziców po ważne stasiowe dokumenty, ale przez zastanie i mrozy padł akumulator, więc ruszyłem się jedynie na jakieś 15m od drzwi. Wycieczka!
No i tu zaczyna się seria, uwaga:
26 marca – poszedłem wykręcić akumulator, ale poległem.
27 marca – poszedłem wykręcić akumulator i zwyciężyłem.
28 marca – poszedłem zamontować akumulator i zwyciężyłem.
29 marca – przejażdżka, żeby przetestować auto.
1 kwietnia – poszedłem około 22 do paczkomatu (bo źle dokręciłem akumulator i auto nie odpaliło).
2 kwietnia – wyszedłem dokręcić akumulator.
3 kwietnia – pojechałem wieczorem do paczkomatu.
7 kwietnia – wyrzuciłem śmieci i pomogłem kurierowi wnieść paczki z piwkami (dobre piwka!).
Wychodzi że między 26 marca a 3 kwietnia miałem dużo wychodnego, ale w większości w promieniu 50m od domu, a łącznie daje to max 3-4h poza domem. Wyskocz do tego! 8.04.2020 17.51
Mania: Pff, w porównaniu do Ciebie to jestem królową tego miasta! Szczególnie dzisiaj, bo jechałam przez miasto w butach na koturnie, a wczoraj byłam za miastem, ba, we Wrocławiu, więc dodało mi to dodatkowe 85km i dwie godziny poza domem. Tylko wczoraj dwie godziny, na dużych zakupach byłam dwa, może trzy razy, więc dodajmy godzinę na każde wyjście. A jeszcze wizyta w mopsie, przychodni i u Pana Mariana po bułki. Nie masz szans. Jestem głównym zakupowcem w naszym domu, a jeżdżenie na otwarcie sklepów praktykowałam jeszcze przed koronawirusem, więc on też nie myśli, że wprowadził nowe zasady. Zakupy to była jedna z moich większych regularnych rozrywek, czasu dla mnie i relaksu. Jedynie w aucie możemy odtwarzać płyty, więc to dodatkowy czas na parkingu na słuchanie, pitolenie przez telefon i robienie fotek. Najpierw odebrali mi handlowe niedziele, a to wtedy na otwarciu Lidla na parkingu było najpiękniej, pusto i sklep otwarty tylko dla mnie i kilku innych świrów. Zakupy z dostawą do domu też są fajne, sama też doceniłam, jak ważne jest teraz robienie zakupów w lokalnych, małych sklepach. Wcześniej wygodniej było po prostu w jednym miejscu załatwić wszystko, teraz im mniej czasu w dużym sklepie, tym lepiej dla nas. Zakupy jedzeniowe lubię zdecydowanie bardziej niż ciuchowe, tutaj przynajmniej jestem pewna, co chcę zjeść i kupuję, albo co chcę zjeść, ale nie kupuję, bo idzie w boczki. A ciuchy? Wszystko podobne, ale jednak inne, trzeba mierzyć, kolory wybierać, rozmiary, jeszcze niech coś będzie minimalnie za duże (lepiej) lub minimalnie za małe (fatalnie). Ogólnie dramat. Już wolę lumpeksy, tam nic się nie powtarza, a perełki same wpadają w moje rączki.
W tamtym roku byłam pierwszy raz u teściów na święta, myślałam, że w tym roku nic nowego się już nie wydarzy. Sami też organizowaliśmy śniadanie trzy lata temu, wtedy przyjechała do nas cała najbliższa rodzina z Twojej strony. Pamiętasz? Trochę mi przykro, bo ustaliłam sobie w głowie, że Staś co roku będzie chodził z koszyczkiem święcić jajka (w końcu już dwa razy był, więc to nowa, świecka tradycja). Czy jak przyszykuję wielkanocny koszyczek i zrobię Stasiowi zdjęcie to będzie się liczyć? A może są święcenia przez tv? To by było śmieszne, pewnie to sprawdzę do soboty (piszę to w czwartek), więc żebym nie przegapiła! Poza tym to będą moje pierwsze święta bez majonezu winiary. Jajeczka z majonezem są pyszne, wiesz Krzysiu? :*
09.04.2020 15.53
Krzyś: Jakby to nie zabrzmiało, to nie ma dla mnie wielkiego znaczenia, że te święta spędzimy w taki, a nie inny sposób. Jakoś ta Wielkanoc nie jest dla mnie atrakcyjna, a wręcz jest upierdliwa. Gdyby święta miały jakiś wymiar duchowy (dla mnie), to może jakoś bym to odczuł. Z perspektywy świeckiej Wielkanoc to taki przedłużony weekend (dłuższe weekendy zdarzają się w ciągu roku), dodatkowo mają charakter masowy, co wiąże się z ruchem i zagrożeniem na drogach. Na dodatek wydaje mi się, że pokolenie naszych rodziców nie potrafi świętować, albo potrafi, ale robi to w jakiś dziwny sposób. Jak by nie patrzeć na święto, sacrum czy profanum, wydaje mi się, że powinno chodzić o to żeby się spotkać, współprzeżywać, a nie zarzynać się przygotowaniem, wysprzątać chałupę, zastawić stół, nażreć się i koniec. A porozmawiać? Nie twierdzę, że nie ma w tym winy nas, młodych, ale mi jakoś ze świętami nie po drodze. Myślę, że od kiedy mam więcej niż 7,8 lat to nie lubię świąt, czuję przymus żeby gdzieś być, żeby nie marudzić, żeby się podporządkować. Jeśli chodzi o spotkania rodzinne, to wolę majówkę, długi weekend, czy po prostu weekend. Wtedy nie ma tego całego nadęcia, nie ma oczekiwań, nie czuję się skrępowanym jakimiś konwenansami, jest tak jakoś milej, tak swojsko.
Tobie szkoda Stasia i koszyczka, a mi nie. Po pierwsze, bo najzwyczajniej w świecie zapomniałem o tym, bo dawno nie byłem, a ostatnie razy kiedy byłem, byłem z przymusu. A po drugie, bo jemu nie jest przykro, bo nie pamięta jeszcze o co w tym wszystkim chodzi.
Trochę wyjdę na hipokrytę, bo narzekam na to świąteczne żarcie, a sam cieszę się, że zamówiliśmy sobie na święta swojski boczek, szynkę, kiełbasę, żur, ogórki, bo na co dzień tego nie jadamy i jakoś tak mimo wszystko będzie ten zapach tradycji. I tradycyjnie na stole będą jajka z majonezem, nie rozumiem, nie tknę tego, będę mówił, że śmierdzi, to też taki element tradycji. Kończę bez zaczepki, masz wolną rękę! 10.04.2020 17.01
Mania: Dobrze to ująłeś, że odkąd masz więcej niż 7, 8 lat – nie lubisz świąt. Ja miałam więcej, gdy pojęłam, że to męczące, ale do pewnego wieku wielkanoc kojarzyła mi się z gośćmi, czekoladowymi zającami, kolorowymi jajkami, barankiem z cukru (nie z masła) i baziami. Pójście z koszyczkiem do kościoła było super, to było jak przedstawienie, w którym uczestniczę. Wspominam to wspaniale, chciałabym, żeby Staś też miał okazję tego doświadczyć. Jeżeli nie będzie mu się podobać, spoko, sama będę malować jajca, ale chcę, żeby miał okazję to poznać tak jak ja z babcią, mamą, ciocią. Od wielu już lat święta to siedzenie przy stole i żarcie, przed świętami stresy i awantury, bo trzeba nagotować, napiec, nasprzątać, narobić się i potem zamiast odpocząć siedzieć przy stole i patrzeć na to wszystko. I zawsze na to narzekamy, ale biorąc pod uwagę sytuację na świecie, za rok możemy nie mieć już do kogo jechać na te święta. Życie tak wygląda, że za rok może kogoś zabraknąć. Nie jestem na to gotowa, nikt nie jest, dlatego tym bardziej chciałoby się móc samemu decydować gdzie i z kim spędzamy „święta”, weekend, albo kilka dni wolnego, a nie bać się, że jak akurat wymyślimy wyjazd do tej rodziny, to jej może już nie być. Zaczęłam zaczepką w niedzielę, dzisiaj jest sobota, więc ostatni wpis należy do Ciebie. Taka refleksja na koniec ode mnie, że może te święta spędzane osobno, daleko od tych, z którymi spędzało się do tej pory uświadomią nam wszystkim, że nie potrzeba tych dwóch największych świąt w ciągu roku, żeby być razem. Każdy weekend powinien być wyjątkowy, trzeba się cieszyć tym, co mamy na co dzień. Piszę to ja, która nagotowała i namalowała jaj, piecze drugie ciasto, zastanawia się nad sałatką i kombinuje, jak zjemy uroczyste śniadanie przy stole, na którym od ponad miesiąca są wisełkowe puzzle? 11.04. 12.48
Krzyś: No i nie zjadłaś przy stole, okupacja puzzli trwa w najlepsze. Nie wiem, co sobie myślałaś kupując te CZARNE puzzle. Swoją drogą te puzzle robią się powoli szare z powodu coraz grubszej warstwy kurzu, ale jest progres, kręgosłup już mnie boli od ślęczenia dzisiaj nad nimi. Chyba mój rekord, grubo ponad 4 godziny nad nimi spędziłem, taki rodzinny jestem w to święto. 🙂 Z drugiej strony się odmóżdżyłem i czuję się zresetowany psychicznie, fizycznie też udało mi się odpocząć. W końcu w święta udało mi się odpocząć. Z trzeciej strony jest tak mówisz, narzekamy na tych naszych staruszków, że po co się tak męczyć, po co te świąteczne kwasy, a jeszcze za tym zatęsknimy. To już ten etap życia, że jeśli telefon zadzwoni o jakiejś niestandardowej porze, przeczuwamy najgorsze.
Może dlatego, że piszę to przy zachodzącym słońcu wpływa na taki refleksyjny nastrój, ale skoro to do mnie należy ostatni akapit, postaram się nad mu pozytywny wydźwięk.
Spójrz, mimo, że te święta były wyjątkowo ubogie w emocje, czy to te pozytywne czy negatywne, mimo, że wszystko było tak na spokojnie i w zwolnionym tempie, to dzięki technologii można było nie tylko porozmawiać z bliskimi, ale nawet się zobaczyć, wymienić się zdjęciami, zajrzeć do talerza. Jeśli zliczyłabyś czas spędzony z telefonem przy uchu, a może bardziej na kamerkach, to wyszłoby kilka ładnych godzin, kto wie czy nie więcej niż miałoby to miejsce w realu. I poopalałaś się! Jest początek kwietnia, a Twoja opalenizna jest na poziomie, do którego nie dojdę przez całe lato, i to bez znaczenia, ile bieżące zakazy będą jeszcze obowiązywały. 12.04.2020 20:00