A nie uważasz, że mdłości to kara za bycie niemiłą dla męża?

Tak mnie właśnie podsumował. Ręce opadają. Aż się tutaj muszę wygadać!


Przed chwilą czytałam bloga mamy dwójki dzieci, która kolejną ciążę przechodzi podobnie jak poprzednie: cały czas jej niedobrze, zasypia na stojąco i wymiotuje kilka razy dziennie. Piękny początek, potem mdłości ustają, a w zamian wchodzi zgaga, bezsenność i ograniczone poruszanie się. Błogi stan, piękny czas, nic tylko się radować. Krzyś robi, co może, wyręcza mnie w większości obowiązków, którymi dotychczas się dzieliliśmy, ale czasem jak mi wypali z takim tekstem, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Ogromnie się zmieniłam przez ostatnie tygodnie i nie dziwię się, że to dla niego całkiem nowa sytuacja, jakbym była obcą osobą, z którą mieszka. To jest fenomen, podzielę się z Wami chętnie, bo co się ze mną dzieje, to się fizjologom nie śniło. Jeszcze dwa miesiące temu kombinowałam, jak tu przerzucić się na mleko roślinne do kawusi, jaką bezkofeinową kupić i jak ja ograniczę żłopanie tego czarnego eliksiru; a teraz mi to śmierdzi straszliwie. Nawet miałam przez krótką chwilę chęć na kawę, ale dwie godziny później, gdy zrobiłam Krzysiowi, to ze wstrętem odłożyłam kubek i nastawiłam czajnik elektryczny, żeby zalać sobie pyszną, czarną, gorzką herbatę. Nie ma w tym żadnej mojej silnej woli, albo decyzji, z dnia na dzień zaczęło mi śmierdzieć. Podobnie z naszą ukochaną kiełbasą chorizo, która do niedawna była elementarzem w potrawie, którą polecam wszystkim: chorizo podsmażone z cebulką, na to jajeczko, szczypiorek i w wersji dla mnie rukola. Oj, rarytasik, który teraz capi i nawet okap nie wciąga całego smrodu. Jajeczko sadzone najlepsze jest bez niczego, smażone na masełku. Ogólnie masełko to jest to, czego pierwszego zapragnęłam. Chleb z masłem i polędwicą sopocką zaspokajał wszystkie moje potrzeby. Kocham jedzenie, więc dalej się rozpisuję. Poczułam zew do staropolskiej kuchni. U jednego z jutuberów gadających o jedzeniu zobaczyłam barszczyk czerwony, taki zabielany, bez farfocli i osobno ziemniaczki. I najgorsze, że zobaczyłam to o 22, gdzie nie dość, że nocny potwór głodowy się budził, to jeszcze MI SIĘ ZACHCIAŁO. Do rana wytrzymałam, ugotowałam sobie i to był kolejny plusik na liście uszczęśliwiania kulinarnego Marcysi. Już nie mogę się doczekać, kiedy pojadę do rodziców albo teściów i zjem coś, co ugotują. 🙂 Azjatyckie smaki troszkę się uciszyły, Krzyś chyba najbardziej nad tym ubolewa, zaczęliśmy nawet jadać osobno śniadania i kolacje. Czasem zapyta z nadzieją w głosie, kiedy wróci jego Marcysia, ale patrząc na to, co się działo w ciąży ze Stasiem, wrócę do siebie. A właśnie, wtedy odrzuciło mnie tylko od kawy. Było mi niedobrze, ale nie na taką skalę, zdarzyło mi się wymiotować, teraz na szczęście jeszcze nie, a niedobrze było mi głównie w mpk, tylko wtedy byłam twardzielką, która kończy studia i nie da po sobie nic poznać. A teraz jakbym sobie pozwoliła na wszystkie dolegliwości, popuściła pasa albo coś w tym stylu. Jeżeli miałabym na to jakikolwiek wpływ, to nigdy bym nie wybrała tego samopoczucia. Alkohol jeszcze to istotny temat, bo jak wiadomo od początku ciąży nie wolno pić ani kropli, ale są dzisiaj różne napoje bezalkoholowe przypominające w smaku te z procentami, głównie piwa 0,0% (nie mylić z <0,5%). Śmierdzi mi wszystko, co nawet koło alkoholu stoi, łącznie z płynem dezynfekującym, który robię sama ze spirytusu i aloesu. Jeszcze na początku takie bezalkoholowe piwo sobie popijałam, ale nagle zrobił się z tego śmierdzący płyn i fuj, ble. Krzyś jak cokolwiek wypije, to oczywiście też śmierdzi, nie ma zmiłuj. Tak samo miałam w ciąży ze Stasiem, wtedy to jeszcze robiło się studenckie imprezy, na które brałam ze sobą wodę mineralną o wdzięcznej nazwie Beauty. To było w innym życiu, kiedy jeszcze na imprezach było mniej jedzenia niż alkoholu, chociaż u nas zdarzały się wielkie wigilie z prawdziwym jedzeniem, mam dowody. 😛 Wracamy do dzisiaj! Mogłabym spać cały czas, w każdej pozycji, w każdym miejscu. Ostatnio nawet ze Stasiem razem zasnęliśmy na wieczornej bajce, i to nie byle jakiej, na starych Smerfach! Wstaję niewyspana, pierwsze co, to mi niedobrze, do momentu zjedzenia śniadania mija co najmniej pół godziny i przeważnie wtedy siedzę z brzydką miną, a Krzyś ogarnia śniadanie dla Stasia, siebie i mnie, przeważnie każde inne. Potem jest zastrzyk energii, który po różnym czasie przestaje działać. Pierwszy kryzys jest koło południa, i jeżeli mam przygotowany obiad to najlepiej, bo sobie przycupnę na pufie, Stasiowi włączę bajkę i pół godzinki dla słoninki trwa. Jak mam dobry dzień to dopiero o 16 padam na drzemkę. A w najgorszy do tej pory o 17 byłam już w łóżku i wstałam następnego dnia o 7, niewyspana jak codziennie. Każda kobieta, która w ciąży miała podobnie, doskonale rozumie mój stan, a każdy chłop się zastanawia tak jak mój, że jak to możliwe, że tyle się śpi, że się nagle coś odwidziało, że znowu jest niedobrze. Już nie mogę się doczekać, aż będę to wspominać, jednocześnie dużo bardziej świadomie czuję tę ciążę, przeżywam i sobie „pozwalam”, przynajmniej na tyle, na ile moje ryzyko dostania cukrzycy ciążowej, hashimoto i zdrowy rozsądek pozwalają.

Wracając do tytułu, jestem przyzwyczajona do uszczypliwych uwag i komentarzy, tacy jesteśmy, tylko że mój próg wrażliwości jest teraz bardzo niski. Więc mężu drogi, jeżeli jeszcze raz mi powiesz, że niedługo będę kuleczką, to masz to zrobić najbardziej pieszczotliwie jak umiesz, żebym wiedziała, że ta kuleczka to będzie spełnienie Twoich marzeń i snów. Tyle na dzisiaj, jestem w ciąży i cieszę się ogromnie. Populacja Pobiarżynów zwiększa się!

16 tydzień. Zdjęcie zrobił Staś. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *