Szybki przepis bazowy na nasze naleśniki, które robi się w kilka minut. Staś zajada suche, ewentualnie posolone, kilka razy zdarzyło mu się zawinięte z szynką, ale to raczej kilka gryzów. Co jest najlepsze w tej potrawie? To, że robimy ją razem. Zawsze. Staś wie, co dodajemy, sam wlewa mleko, wsypuje mąkę i wspólnie mieszamy, jedynie ja jeszcze smażę, z wiadomych względów. Ubieramy czapki kucharskie i jesteśmy „zespołem kucharzy”. Nie ma tu nic odkrywczego, jak czasem spoglądam na fit naleśniki od jeszcze bardziej fit blogerek to się dowiaduję o istnieniu mąk kasztanowych czy innych cukrów kokosowych. Tutaj czyste podstawy polskiej kuchni, tylko lchadowo zmodyfikowane.
Składniki:
-białko z jednego jaja kurzego (ok. 30g)
-100g mleka 0%
-65-70g mąki pszennej
-10g oleju MCT/margaryny MCT
Wszystko wsypujemy/ wlewamy do miseczki i mieszamy. Patelnię rozgrzewamy i już bez żadnego tłuszczu smażymy naleśniki. W zależności od patelni i grubości ciasta wyjdzie ich różna ilość, u nas na małej patelni 4-5 sztuk. Potem można szaleć według uznania, u nas czasem szynka i zwinięty rulon, ale częściej suche naleśniki, porwane na kawałki, posolone. Szybka akcja w kuchni, świetna zabawa dla małego kucharza. 🙂
Jak ktoś tu doczytał to teraz będzie moja młodość. W czasach podstawówki/ gimnazjum bardzo lubiłam smażyć naleśniki, Uczyłam się podrzucać, kombinowałam, żeby były jak najcieńsze itd. I to nie chodziło o jedzenie, w żadnym wypadku. Samo smażenie było super rozrywką, potem smarowanie dżemem, czasem kremem czekoladowym. Jak mama albo babcia robiły, to potem obsmażały z każdej strony na rumiano, a gdy w środku był biały ser, to każdy się skusił. Aż mi zapachniało teraz.