Słysząc jak groźna jest nasza choroba myślimy o sercu, o mózgu, o wątrobie, o życiu… I cały czas o tym myślę, szczególnie w sytuacjach awaryjnych, jak wracamy w pośpiechu do Wrocławia, bo Staś się przeziębił. Ale dzisiaj o innych problemach (jęczy ta baba i jęczy, ale to bardzo ważne!).
Sytuacja jest stabilna, żyjemy sobie z dnia na dzień, jemy, pijemy, korzystamy z życia. Po kolacji szorujemy zęby, szlifujemy dobre nawyki, tłumaczymy i Staś idzie spać. Około godziny 1-2 w nocy budzi się i pije mleko. Już nie na śpiocha, ale nie ma pełnej świadomości. Pije, odkładamy butelkę, idzie spać dalej. I tak już trzy i pół roku. Nie wyobrażam sobie w środku nocy kazać mu otwierać buzi i szorować, bo się boję próchnicy. Wtedy pokochałby próchnicę bardziej ode mnie, to pewne. Powoli przerwa nocna się wydłuża i już niedługo przed spaniem umyje zęby i do buzi trafi coś dopiero rano, ale te lata nocnego jedzenia zrobiły swoje. Do tego nie oszukujmy się, Staś po rodzicach nie odziedziczył cudownych zębów. Znam takich ludzi, którzy do dentysty chodzą raz na kilka lat, nie myli zębów przez kilka dni, a okazywało się, że jeden ubytek do roboty. Nie hejtuję, trochę gul mi rośnie, bo ja zawsze u dentysty robię po kilka zębów na raz, a potem umawiam się na następną wizytę. 😀
Stomatolog to taki lekarz, którego nie można odłożyć i liczyć, że problem zniknie. Z ginekologiem jest podobnie, ogólnie lekarze są ważni, pamiętajcie o regularnym badaniu się! Potem może się okazać, że jest za późno na leczenie, że trzeba już sprzątać po katastrofie i zmniejszać jej skutki, zamiast zwyczajnie uniknąć. Koniec morałów, ja tu mam lchadowe historie dentystyczne do opowiedzenia!
.
Pierwsza w życiu wizyta Stasia u stomatologa była poprzedzona dużym wywiadem ze mną, specjalistą w zakresie deficytu Lchad (rodzice lchadków wiedzą, lekarze nas nie znają, boją się, słuchają bardziej niż rodziców zdrowych dzieci) . O chorobie, o diecie, o wrażliwości Stasia i o strachu, jaki odczuwa przed każdym lekarzem, badaniem czy znienawidzonym kłuj-kłuj. Ustaliłyśmy z panią doktor, że wszystko ma być maksymalnie bezstresowo, samo badanie ma zależeć od Stasia i nic na siłę nie będziemy robić, nawet siadać na fotel nie będzie musiał, jeśli nie będzie chciał. Sama sobie wzięłam za cel zbudowanie więzi Stasia ze stomatologiem, żeby nie łączył tych wizyt z wizytami u innych specjalistów. Poza tym to nie jest sprawa jednorazowa, nawet jakby miał wszystkie zęby zdrowe to kiedyś by musiał do dentysty iść i moim zadaniem jest zbudowanie w nim poczucia, że idzie tam jak do sklepu, trzeba zrobić i już, bez otoczki wielkiej ważnej sprawy. Piszę o tym dlatego, że już kilku stomatologów mi zwróciło uwagę, że to jak on teraz odbierze te wizyty rzutuje na całą jego przyszłość. A znając mojego syna jak się zrazi do czegoś to potem już koniec. Pierwsza wizyta mnie zaskoczyła bardzo pozytywnie. Młodzian zafascynowany komputerami został kupiony przez kamerę i ekran i oglądanie swoich ząbków na ekranie pozwoliło obcej babie wsadzić paluchy do jego buzi. Dowiedzieliśmy się, że już 6 zębów jest do robienia, pogadaliśmy o dalszych możliwościach i w dobrych humorach umówiliśmy się na następną, aktywną wizytę. Staś mówił, że było ok.
Na kolejną wizytę przyjechaliśmy po 1,5 tygodnia. Już nie było tak pozytywnie, jeszcze w aucie zaczął się strach, próby przekabacenia mnie, żeby zamiast do dentysty iść na salę zabaw (to samo piętro, w jakimś innym świecie mogłoby się udać). Tym razem byłam twarda! Weszliśmy, Staś usiadł na fotel, ale po pierwszej próbie dotknięcia najbardziej dostępnego zęba wycofał się. Już wiedziałam, że to koniec, że to jest na tej samej zasadzie, gdy proponuję mu coś nowego do jedzenia. Można było się wycofać albo walczyć na siłę i próbować cokolwiek zrobić. Wycofaliśmy się, ale to nie oznacza końca leczenia. Im szybciej tym lepiej, ta menda próchnica nie śpi. 🙁 Pewnie się po kryjomu spotyka na schadzki z lchadem i knują jak tu dokuczyć. Widzę to w mojej głowie teraz, nawet takie plakaty jak w podstawówce wisiały na ścianach, gdzie był dobry ząbek i zła próchnica. Grr!
Następny krok to znaleźć klinikę, która stosuje podtlenek azotu. Wiem, że to działa, wiem, że da się załagodzić sytuację i dzieci ułatwiają dojście do czeluści buzi. Byłam pozytywnie nastawiona, ale już się uczę, że plan A może nie wyjść, plan B też, plac C zniknie, a plan D ulegnie modyfikacji, więc potraktowałam sprawę zadaniowo. Adaptacyjna wizyta znowu była super. Może trochę bardziej przed samym wejściem do gabinetu było niepewności, ale panie super profesjonalne, podejście do pacjenta pierwsza klasa. Dostaliśmy maseczkę o zapachu pomarańczowym (raczej o zapachu zwietrzałej choinki do auta) do domu, mieliśmy ćwiczyć. Plan działania był jasno określony. Ja siadam na fotelu, Staś mi na kolanach, dostaje maseczkę, przez którą wciąga tlen i podtlenek azotu przez około 10 minut i stomatolog zaczyna działać. Jak utrzymać dziecko na kolanach nieruchomo z maską na twarzy? Jak macie dzieci to już wiecie, bajki to zbawienie w takich sytuacjach. Jeszcze jak na życzenie dostaje się konkretny filmik z Psim Patrolem na Youtube, to czego chcieć więcej? Pani doktor bardzo delikatnie zaczęła zaglądać, oglądać, dłubać. Potem wiaterek z dziwnego długopisu, a potem wzięła wiertło…I niestety. Taki mały pacjent nie jest w stanie sam z siebie nie ruszać się, nie używać rąk i nie wiercić, gdy odczuwa dyskomfort w buzi. Pooglądaliśmy jeszcze przez chwilę luksusową bajkę i poznaliśmy kolejne, ostateczne możliwości leczenia. Dlaczego nie walczę, nie nalegam na dalsze próby leczenia zębów tam, albo gdzie indziej? Bo nie chcę zrazić Stasia, chcę mu oszczędzić kolejnych przykrości w gabinecie. To nie jest sprawa, którą załatwi się na jednej wizycie, da kolorową plombę i cześć. Stasia czeka leczenie kilku zębów, a nawet jednego nie dał sobie porządnie otworzyć. Szkoda nerwów, szkoda stresu, szkoda tego, że w tym momencie będąc po raz czwarty w gabinecie nie boi się, nie panikuje, nie wymiotuje. Nie chcę tego zaprzepaścić. Na pewno będę z nim dalej chodzić, może do tej samej kliniki, będziemy chodzić do skutku (lchadowo potwierdzone! 😉 ), ale problem w buzi mamy na już. Im szybciej wyleczymy ząbki, tym lepiej, zwłaszcza, że jeszcze nie bolą a najgorzej będzie do tego dopuścić i całej otoczki stresowej z tym związanej. Doszliśmy więc do punktu w którym jesteśmy teraz. Szykujemy się na pierwszą wizytę konsultacyjną w sprawie leczenia zębów w znieczuleniu ogólnym. Jak macie jakieś doświadczenia z tym związane to podzielcie się z nami, od czasów jak ja byłam mała i jedna dentystka przyjmowała na całą gminę bez rękawiczek i z odorem papierosów minęły wieki, teraz wygląda to zupełnie inaczej.