O co chodzi z McShitonalds?

Dla nas to miejsce rodem z kryminału, pójście tam ze Stasiem na obiad, to jakbyśmy go truli trutką na szczury, ten poziom mniej więcej. Ale ja dzisiaj bardziej ze swojej kobieco-matczynej strony mam przemyślenia, lchad na bok.

W tamtym roku na imprezie w centrum Wrocławia, zakrapianej i późnonocnej poszłam tam z przyjaciółkami, bo szybko. Wzięłam jakiegoś shitburgera, właściwie losowo wybierzcie który to mógł być, shit tam na pewno znajdzie się w składzie. I to było niedobre. Małe, jakieś napompowane, inne niż na obrazkach i po prostu fuj. Wzdęło mnie i w ogóle po powrocie do domu wymiotowałam z powodu jedzenia, a nie nadmiaru alkoholu. Dramat. Ale ja nie skreślam, ja rozumiem, że to jest modne, szybkie i… właściwie tyle.

Skąd w ogóle pomysł na hejt na blogu? Po drodze na Pol’and’Rock Festival do Kostrzyna zajechaliśmy tam naszym wesołym autkiem i mnie ścięło z nóg. Rozumiem miliony jadących na Woodstock, to jest właśnie takie miejsce, gdzie się zajeżdża na kaloryczne, szybkie uzupełnienie energii, ale tam to nie my byliśmy przewagą. Dzieci. Biegające, krzyczące i szalejące ze szczęścia, bo obiad z rodziną, te zabawki w zestawie i zjeżdżalnia. I siedziały te całe rodziny i się zajadały. Obym się myliła i to był jednorazowy zlot tak dużej ilości dzieci, naprawdę chcę w to wierzyć. Sama tam jadłam frytki i z premedytacją wzięłam największe, bo miałam to wliczone w moje kaloryczne szaleństwo. Ale czy te mamy w ogóle ogarniają, co tam jedzą ich dzieci? One same? Trochę cwaniakuję, bo na co dzień liczę wszystko (teraz też sobie) i mam świadomość. Pełną świadomość, co jem, ile i na co jeszcze mogę sobie pozwolić. I jak pomyślicie, że to coś trudnego, że nie macie czasu, że to nie dla Was, to Was zaskoczę. Prosty przykład: w sklepie, zamiast jogurtu z toną cukru można wybrać jogurt naturalny i po drodze do kasy wziąć banana. Nie zajmie to Wam więcej czasu. Poczułam potrzebę napisania o tym, bo mnie przeraziło, ile gówna dzieci jedzą. Moje w ogóle prawie nie je, to podwójny szok. Sama się uczę, głównie na nas, testujemy teraz różne jedzeniowe udziwnienia, które stają się normalnością. Nie jestem lepsza, nie panoszę się z głową do góry, bo nie jem kebsa. Lubię kebsa! Tego w Nynku do dziś wspominam, ale to są specyficzne warunki i przede wszystkim nie byłabym w stanie tak jeść przez cały czas. Chodzi mi o zasady żywieniowe codziennie, w moim i Waszym domu. Dlatego mam nadzieję, że tam tyle rodzin z małymi, bardzo małymi dziećmi było jednorazowo i przypadkowo na raz. #TataKrzyś jeszcze pół roku temu do pracy dostawał jogurt do picia, niby owocowy, ale o smaku cukru. Dzisiaj codziennie robi koktajl z owoców i mleka/jogurtu naturalnego. I nie ma wymówek, że dzisiaj nie robię, kupię sobie gotowy. Nie kupię sobie. Weźcie się zastanówcie, co jecie i co dajecie swoim dzieciom. Jestem przerażona!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *