Burzliwa dyskusja – część 3

Trzecia i ostatnia część naszej rozmowy. Poprzednie części możecie znaleźć tutaj i tutaj. Przypomnę, że rozmowę zarejestrowaliśmy 15.06.2019. Sami czytając to po kilkudziesięciu dniach mamy wrażenie, że mówimy o czasach bardzo odległych, o ciemnych czasach, do których nie mamy już ochoty wracać. Na pewno cenne wspomnienia dla nas samych. Z uwagi na późną porę nagrywania myśli wędrowały swobodnie, w różnych kierunkach, ciężko było to wszystko uporządkować, nie mniej zapraszamy do lektury.

O wszystkim

T: No, ale wracając do Synka, mam wrażenie… a tam wrażenie, jestem pewny, że do pewnego czasu to, czy on będzie się czuł taki czy śmaki zależy od nas. Może być tak, że przyjdzie porównanie z równieśnikami i sam stwierdzi, że coś jest nie tak i będzie go trzeba przekonać, że to nie jest jego wina, że to do nadrobienia, dać mu się poczuć komfortowo w tej sytuacji, żeby go ciągnąć w górę. Samemu go nie dołować, nie wywierać dodatkowej presji, a w razie jego wątpliwości go wspierać i tyle. Dosłownie jakieś 2 tygodnie temu udało mi się przestawić myślenie, żeby się absolutnie się nie spinać, nie mieć tych oczekiwań, bo to nie chodzi tylko o oczekiwania wobec Stasia, chodzi też o nasze oczekiwania też nasze wobec życia.

M: No tak.

T: Do tej pory byłem wiecznie sfrustrowany, bo w pracy nie robię tego co bym chciał, że w…

M: … że Ci w domu żona jęczy…

T: …że w domu żona jęczy, że syn jęczy, wszystko sprowadzone do spojrzenia na negatywy. Siedzisz w pracy pół dnia i to Ci nie daje satysfakcji, wracasz do domu i Ty jęczysz, syn jęczy, przychodzi wieczór – syn śpi, Ty śpisz, zero wspólnego czasu. Jeśli tak sobie przedstawiasz sytuację, to tylko pierdolnąć se w łeb.

M: No, tylko się zabić, naprawdę.

T: Albo się spakować i…

M: …zacząć nowe życie

T: …no i szukać lepszego życia. Naprawdę, czułem, że miałem wybór taki, albo naprawdę przemyśleć sobie tę sprawę.

M: Ale sam tak sobie przemyślałeś czy z kimś rozmawiałeś? W sumie o tym nie rozmawialiśmy, teraz pierwszy raz o tym rozmawiamy. Bo cały czas tylko mówisz, że się dogadałeś ze sobą, że się pogodziłeś w jakiś sposób, że potrafisz sobie wytłumaczyć.

T: Raz rozmawialiśmy o tym, jakaś niedziela, któryś weekend z kolei, jak byłem wkurwiony w sobotę czy nawet już w piątek wieczorem.

M: Wtedy, co na górze leżeliśmy?

T: Nom. Nawet w notatkach sobie napisałem coś, co chciałbym powiedzieć, tak usystematyzowane, ostatecznie nawet tego nie usunąłem, zostawiłem to sobie jako wspominki, ale Tobie też nie dam tego przeczytać. W mniejszym wymiarze Ci to wtedy powiedziałem, ale generalnie chodziło o frustrację wszystkim, że praca, że dom, że rodzicielstwo, że koledzy, ogólnie wszystko na nie. Stąd już są dosłownie dwie drogi: albo jebnąć se w łeb, albo to sobie wszystko przetłumaczyć jakoś, dogadać się z sobą jak to sobie nazwałem. Przerobiłem to sobie na każdej płaszczyźnie, tak jak Ci mówiłem, że nawet w pracy słyszałem, że widać, że jestem spokojniejszy. Staram się podchodzić do obowiązków jak do obowiązków, tak po prostu, sumiennie. Trudno, czasem są rzeczy fajne, czasem mniej fajne, a czy się na to obrażę czy nie, co to zmienia?

M: Najbardziej do tej pory chyba się wkurzyłeś dzisiaj w Tesco, jak Cię z koszykiem hamowałam, co chwila pić, jeść, Stasia poprawić. Wydaje mi się, że to był taki wybuch pierwszy, bo ja bardzo dobrze kojarzę to uczucie jak zaczynasz wybuchać, jak mnie to paraliżuje jakoś, nie wiem jak to nazwać w ogóle. To jest tak, że Ty się wkurzasz na coś, np. ze Stasiem jak rzygał, rzucisz miską i idziesz w pizdu, weźmiesz komputer albo grasz w boks i nie ma Cię.

T: Granie w boks to jest akurat zajebista reakcja, można się trochę wyładować. Któregoś razu miałem karmić Stasia i jakoś się wtedy obraziłem, ale tak po cichu, chyba nawet nic mu nie powiedziałem, tylko zrobiło mi się zajebiście przykro, że podszedłem do sprawy mega na spokojnie, z pozytywnym nastawieniem.

M: To nawet mi było przykro, że on tak zrobił, widziałam jak ty się starałeś, a on wyjebka na to i on nie chce z tatusiem po prostu.

T: I wiesz to już był taki stan, że ok, mam dość, ale spróbuję, ten ostatni raz. I co? Nawet nie było mi dane spróbować, drzwi mi przed nosem zamknął i reakcja jest: koniec, nie próbuję więcej.

M: A widzisz w jakiej mnie to stawia sytuacji?

T: W tamtym momencie? Nie, wyjebane.

M: I widzisz, bo to wszystko ma na siebie wpływ.

T: No tak. I to, że Ty ze mną nie pogadasz albo w sobie stłumisz też nie pomaga, ale ja też to rozumiem, dlatego naprawdę ze wszystkich scenariuszy jakie sobie przeanalizowałem pogodzić z sobą jest najrozsądniej.

 M: Ty jesteś naprawdę dojrzałym człowiekiem.

T: Eeee, chciałbym kiedyś móc tak o sobie powiedzieć.

M: Widziałeś ten aloes? Czemu on jest taki suchy w środku? On już jest taki pół roku!

T: Już od godziny na niego patrzę.

M: No od kiedy tu siedzimy chcę o tym aloesie powiedzieć.

T: Tak, kilka razy patrzyłem na niego i myślałem, że padnie za chwilę. Tu zdrowy, tu suchy.

M: On jest taki od pół roku, od kiedy nam te wszystkie roślinki wyschły.

(dłuższa rozmowa o kwiatkach)

T: Wracając do rzeczy, trzeba żyć po swojemu po prostu, nie patrzeć, że ktoś ci mówi, że jest kino, że jest basen, że to jest, tamto, tu trzeba pojechać, to zrobić. Tak jak mówiłem, fajnie byłoby gdzieś wyjść nawet do tego durnego kina, ale zaraz przychodzi pytanie czy byśmy dobrze się tam czuli?

M: No właśnie.

T: Czy moglibyśmy się odciąć i wyluzować?

M: Właśnie do tego wniosku też dochodzę, jak to jest bez sensu myśleć sobie, jak by to było fajnie. A to nie byłoby fajnie, tylko jeden wielki stres.

T: Właśnie, trzeba sobie zorganizować po swojemu, w domu zrobić salę kinową, albo tak jak dzisiaj…

M: … ja się dzisiaj obżarłam sushi!

T: … fajny wieczór, uciekła mi ta sobota straszliwie, a nic nie zrobiliśmy tak naprawdę.

M: Przepraszam bardzo, posprzątałeś komputer, ja zrobiłam sprzątanie ciuchów, wór ciuchów z szafy wyrzuciłam.

T: Ale domu nie posprzątaliśmy.

M: Ale co z tego?

T: No właśnie nic.

M: No nic.

T: Ale w sensie, że uciekł dzień na gotowaniu i to tak fajnie, fajnie minęło.

M: No, to było fajne zajęcie, jakieś takie… patrz jak leje!

T: No dobra, przegrałem….

M: Jest!!! Powiedział to. Jeszcze raz powtórz!

T: Nie. I tak to wytnę.

M: Ale czemu od razu założyłeś, że Ty to będziesz przepisywał? Przecież to już jest 1:19h gadania? Jezu, a jak to się nie nagrywa to mi będzie przykro!

T: Nie no, myślę, że się nagrało. No, ale tak jak sobie zorganizowaliśmy dzisiejszy dzień, od początku miał być taki: mieliśmy sobie coś fajnego do jedzenia zrobić, mieliśmy do Tesco pojechać, mieliśmy sobie przy herbacie wieczorem usiąść i pogadać.

M: To jest fajne!

T: Widzisz, to jest realny cel, a nie, że my sobie powiemy, że jedziemy nad wodę.

M: Nie wiadomo gdzie, 200 km od Wrocławia i jedziemy nad wodę, bo wszyscy jadą nad wodę, bo jest lato, nawet nie dojedziemy, bo zarzyga Staś auto albo będzie pełno ludzi.

T: A potem będziemy się dziwić, że się nie udało.

M: Wiesz co, ja chyba będę przysiady robić.

 T: Nieee! Daj spokój.

M: To co, jutro 100?

T: Tak, no co Ty.

M: Dobrze.

(przez cały miesiąc podjęłam wyzwanie, że codziennie 50 przysiadów. Wyszło tak, że czasem musiałam 150 zaległych zrobić 🙂 )

M: I zamiast gdzieś jechać, siedzimy w domu i robimy sushi, to jest takie fajne, to jest takie nasze… taka randka, ten moment, jakieś takie coś, co my robimy wspólnie, jest nam dobrze i ogóle jest super i nie potrzebujemy do tego… świata. To jest też takie coś, nie wiem, czy to chodzi o duże miasto, że trzeba wychodzić, trzeba gdzieś chodzić, trzeba.

T: Kompletnie nie mam z tym problemu… chociaż czasem na kino czy coś innego miałbym ochotę, ale umiem już sobie z tym poradzić. Na naszych błędach się tego nauczyłem. Mieliśmy ciśnienie na ten Kraków w zeszłym roku i wiadomo jak to się skończyło. (jednodniowy wyjazd bez Stasia, który zakończył się dekompensacją i 10-dniowym pobytem w szpitalu, ale o tym innym razem). Tzn. myślę, prędzej czy później coś takiego by się stało, ale to mnie wyleczyło z takich akcji. Są priorytety, wiesz, chodzi o to najbardziej, że nie byłbym w stanie się wyluzować.

M: No właśnie i to jest kluczowy problem tego, że nawet jak zorganizujemy sobie opiekę, dziesięć osób przyjedzie, żeby się opiekować Stasiem. I co? Teraz jak myślę o weselu w sierpniu. Przyjadą moi rodzice, Twoi rodzice, przyjdzie Emil, pojedziesz i wyłączysz się? O tym z psycholog też rozmawiałam. Ona mówi: czy ja jestem w stanie sobie wyobrazić to, że ja jadę gdzieś, wychodzę z domu i się wyluzuję. No nie jestem w stanie. To nie chodzi nawet o moment, że Ty jesteś sam ze Stasiem, nawet wtedy nie umiem się wyluzować. Ale to już są moje osobiste problemy wewnętrzne, które przez to , że jestem cały czas ze Stasiem, że ma pępowinę nie odciętą. Ja jej nie odcięłam. I nawet jak z Tobą zostawiam Stasia, to się stresuję, a co dopiero z kimś innym i mamy gdzieś jechać. Nawet mi się nie chce myśleć o tym.

T: Ja mam kompletnie inne myślenie. Dla mnie nie ma absolutnie różnicy, czy jestem 5, 10, czy 100 km od Stasia. On też nie jest tego w stanie nawet poczuć. Tak jak on się nagle obudzi i nas nie ma… To jakie to ma znaczenie jak daleko jesteśmy, czy będziemy za 10 czy za 40 minut? W każdym razie trzeba sobie w miarę możliwości życie pod siebie organizować. Żeby sobie pisać tego bloga, żeby sobie pogotować, żeby sobie palcem po mapie pojeździć..

M: …poćwiczyć z Chodakowską, wiesz że mnie jeszcze dzisiaj boli? Kiedy ja ćwiczyłam…we wtorek? Boże mój miły. Trzeba sobie robić fajne rzeczy.

T: Tak, robić fajne rzeczy. Ale kurwa nie mieć spiny, że tą fajną rzecz muszę zrobić we wtorek, bo jak jej nie zrobię we wtorek, to już chuj, przegrałem życie.

M: No właśnie.

T: Ale żeby zrobić w środę, żeby się starać zrobić w środę.

M: Ty zobacz teraz na ten aloes, on wygląda jakby miał ręce tak o (pokazuje) te suche i tak tańczy.

T: Mi się kojarzy z nagami z hirołsów.

M: Nagami?

T: Tymi z lodowego zamku, zupgradeowane miały dwa ataki i miały dużo tych rąk.

M: Lodowy…Ty mówisz o fortecy?! Lodowy zamek?! Proszę Cię, forteca to jest forteca.

T: To jest lodowy zamek.

M: Sam jesteś lodowy zamek. 

M: Dobra, będziemy kończyć to nagrywanie.

T: Czekaj, skończmy tak, jak zaczęliśmy. Jak Ty się czujesz z tym wszystkim?

M: Myślę, że coraz lepiej. 

T: Jak siebie w tym widzisz? Ja w pewnym momencie, przed przemyśleniem spraw na nowo zauważyłem, że żyję, żeby przetrwać dzień. Kompletnie bez żadnego celu. Żeby kurwa przetrwać, żeby z pracy wrócić, żeby tu się cyferki u Stasia zgadzały, żeby w miarę możliwości z Tobą się nie pożreć i w wieczorem przy Netflixie posiedzieć. Tryb survival, żeby ten dzień odhaczyć. Właśnie to było dołujące, że kompletnie bez celu w życiu, twoje życie się skończyło. Jest chujowo i zawsze tak będzie …

M: No i co jest teraz?

T: Teraz jest, żeby fajnie spędzić dzień, żeby być..

M: Żeby się starać?

T: Żeby się starać robić fajne rzeczy.

M: A co jak jest niefajnie?

T: Trudno. Spróbować spojrzeć szerzej, czy przez cały tydzień było tak niefajnie, czy zrobiłeś coś fajnego w tym tygodniu. A może coś fajnego Cię czeka, a może się czegoś tam pouczysz, a może coś zrobisz. Ale bez spiny, czasem sobie meczyk obejrzeć i mieć z tego radość. Znaleźć balans.

M: Ja chyba nie jestem na tym etapie jeszcze. Nie wiem jak to idzie u mnie, ale…

T: Ale dzisiaj tak paradoksalnie mam gorszy dzień.

M: Mhm.

T: Wkurwiłem się jadąc do tego Tesco, że ten debil nam wyjechał i jeszcze za skurwysynem jechałem cały czas.

M: Do samego parkingu za nim jechaliśmy.

T: I że pokłosiem tego…

M: A wcześniej Stasio się zerzygał, więc to też wpłynęło.

T: A powiem Ci, że jakoś tych dwóch rzeczy nie połączyłem. Podświadomie pewnie tak. Później na Ciebie wkurzyłem się w tym Tesco, potem zorientowałem się, że ten dzień po prostu przeleciał, ja nie wiem kiedy się zrobiła 17. Potem było już fajnie, ale nie jestem zadowolony z dzisiejszego dnia. Jakby go sobie rozczłonkować i wystawić ocenę, to raczej negatywna. Ale spoko.

M: A widzisz, ja dzisiejszy dzień odbieram bardzo pozytywnie. Mimo, że Staś się porzygał, że ten koleś nam wymusił, to pojechaliśmy razem, mimo że się na mnie wkurzyłeś, to zaraz było spoko. Nie odczułam nic złego. Wkurzyłeś się, ale zaraz sam zagadałeś i jakbyś chciał załagodzić. Było ok. Nie czułam tego dystansu. Potem fajne rzeczy, fajne zakupy, Staś po drodze się nie porzygał, fajne jedzenie, sushi i jeszcze ciuchy te porządkowałam, a to też było dosyć ważne dla mnie. Nagrywanie i to wszystko, tak dużo się działo.

T: Nic tego też nie zapowiadało, że jednak się do tego zbierzemy. Już tak myślałem, że nam się uda.

M: A ja czekałam po Marcysiowemu: kto zacznie.

T: No właśnie…

M: A w tygodniu to jest inaczej, nawet nie wiesz jak to jest, bo Ciebie nie ma w domu. Czekamy, to jest trochę czekanie na Ciebie. I teraz przez ten tydzień odkąd telewizor jest na górze, też jest inaczej. Ale ostatnio też potrzebujesz się zdrzemnąć, albo odpocząć i się położysz i zaśniesz. W tym tygodniu może mniej, w tamtym więcej. I to jest takie…

T: Ustalmy sobie, to jest jeden, maks dwa dni w tygodniu.

M: Tak, ale w ciągu dwóch ostatnich tygodni raz udało nam się wyjść razem na dwór po południu.

T: Tak, ale to nie jest dlatego, że ja śpię.

M: No też chodzi o Stasia jedzenie…

T: Chodzi o jedzenie, o pogodę, o wszystko. To jest największy problem, że to nie jest tak, że my wstajemy i idziemy. To też jest czasami nasza wygoda. Przyznaję, że czasem sobie kalkuluję w ten sposób: ok, teraz moglibyśmy wyjść, ale na maks 15-20 minut, ale znowu jak wyjdziemy tylko na chwilę, to będzie taka awantura przy powrocie, że to może lepiej nie iść. A na tę rozmowę miałem pomysł już dawno temu, ale wiadomo, w tygodniu nie ma czasu. Przychodził weekend…

M: I chujnia.

T: I wystarczyła jedna sytuacja, która się zdarzała praktycznie co weekend, żeby stwierdzić: Pierdolę, no nie.

M: Okropne weekendy były.

T: Na blogu też długo nic się nie pojawiało. To samo w sobie mnie dołowało, czułem jakiś wewnętrzny przymus, a z drugiej strony nie mogłem się zebrać. Jakby mi się tylko chciało, jakby to była kwestia naciśnięcia jednego czerwonego guzika, żeby to wszystko usunąć, to bym usunął. Dlatego też nie pisałem, bo się nie czułem w żaden sposób wiarygodny, bo pisać, że jest spoko, że daję radę, jak nie daję rady nie ma sensu.

M: Też się zdziwiłam ostatnio jak Pan Filip był, mówił, że nasz blog jest taki bardzo…że wydźwięk ma pozytywny. A ja mam wrażenie, że ja tam cały czas marudzę. Cały czas narzekam.

T: Chciałbym, żeby taki był. Że ok, nie jest kolorowo, ale mimo wszystko ma być pozytywny. Dlatego nie pisałem ostatnio, bo nie miałem w sobie takiej siły, żeby powiedzieć, że jest ok. Teraz tak. Teraz jak najbardziej tak. Świadome tak. Bo wcześniej to bardziej… pokazówka.

M: Tak musi być na początku.

T: Jak sami mówimy: to dla nas autoterapia.

M: I tak jest. Dużo, bardzo dużo się zmieniło. Nowy element naszego życia się pojawił, który zajmuje dużą jego część. Nasi bliscy uświadamiają sobie po przeczytaniu bloga, że mamy ciężko. Bardzo dużo razy czytałam od ludzi, że proste sytuacje, o których oni nie myślą to dla nas jest problem. Jakby sobie weszli o ten etap głębiej… co to w głowie się dzieje, jak to jest cały czas. Oni sobie o tym tylko pomyślą jak czytają.

T: Inni też są w sytuacji, której my sobie nie umiemy wyobrazić. Empatia jest przereklamowana, nie ma czegoś takiego. Nie przeżyjesz, nie wczujesz się w czyjąś sytuację. Mam wrażenie, że poza ludźmi w podobnej sytuacji nikt nie jest w stanie tego zrozumieć. Mimo szczerych chęci. Każdy ma swoje problemy, absolutnie od nikogo nie oczekuję, żeby zrozumiał. Jednym z najcięższych elementów tej całej naszej sytuacji jest to, że tutaj nie schowam się za kimś. Tu mi absolutnie nikt nie pomoże.

M: I to też nie jest tak, że jak przegrasz, albo coś zepsujesz, to będziesz miał kolejną szansę. Znaczy, bardziej mi chodzi o coś jak na studiach. Że jak coś oblejesz to masz zaraz wynik i możesz to poprawić. A tutaj nie masz zaraz wyniku i nie możesz tego poprawić i to ma bardzo długofalowe skutki.

T: Jedno wydarcie i rzucenie czymś…

M: A teraz będziesz jeszcze pół roku co najmniej…

T: I co z tego, że jestem grzeczny już długo, a wybuch trwał chwilę. Jak dalej płacę za to cenę.

M: Płacimy. I ten fotelik… Myślisz, że go weźmiemy do nowego mieszkania?

T: Nie ma takiej możliwości!

M: Ja bym go sprzedała jeszcze komuś.

T: To go sprzedaj. Albo nie, wstyd komuś sprzedać.

M: Oddać?

T: Nie.

M: Wypierdolić?

T: Wypierdolić… Czytałem sobie na Weszło wywiad z Wiśniewskim. Mówił o domach dziecka, jak ludzie to źle interpretują. Że domy dziecka dostają pełno niepotrzebnych rzeczy, potem głupio je wyrzucić. Że zepsute zabawki, przetarte ubrania. Rzeczy mają, bliskości nie mają. Obrzygany fotelik nikomu nie jest potrzebny.

M: Dokładnie. Piękna puenta. Nie kupujcie fotelika Mappy.

T: Wiesz, że to z miesiąc będziemy składać?

M: Nieeee, ja chcę już.

#Tata: nie pomyliłem się, miesiąc zajęło nam przepisanie całości i zredagowanie pierwszej części materiału. Uporanie się z całością to już 1,5 miesiąca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *