Dziś krótki strzał, parę słów o weekendzie.
Do tej pory byliśmy zmuszeni jechać ze Stasiem do szpitala trzykrotnie. Z czego dwa razy musieliśmy skracać pobyt u moich rodziców. Dlatego też od pewnego czasu każdy wyjazd do mojego rodzinnego domu był podszyty nutką niepewności.
#MamaMania Pozwolę sobie wyjaśnić, że za pierwszym razem u teściów byliśmy jeszcze lchadowymi amatorami. Staś miał pół roku, był 11 listopada i wszystko pozamykane (co dodaje stresu młodym rodzicom). Dostał pierwszej gorączki, dziadkowie spanikowani, daliśmy zbyt mało paracetamolu (zawsze przeliczajcie w kalkulatorze, a nie dawajcie wg. ulotki!) i pojechaliśmy dla pewności do szpitala. Na miejscu gorączki już nie było, lekarze dyżurujący przyjęli nas z marszu, glukoza od początku i wszystkie lchadowe procedury ruszyły. Cpk wynosiło około 400, więc to nie była dekompensacja. Dzisiaj dałabym lekarstwo na gorączkę wg. wagi, zbadałabym cpk w laboratorium i przyjęła do wiadomości, że jak dzieciom wychodzą zęby to mogą mieć katar, gorączkę, biegunkę, ochwat czy kolkę.
Czasy kiedy Staś był troszkę mniejszy bywały trudne, bo często nie potrafił się odnaleźć u dziadków. Nie miało to związku z tym konkretnym miejscem, wszędzie poza domem, gdzie był ktoś kto nie był mamą i tatą było niefajnie. Kiedyś doszła do mnie sugestia/obawa, że może Staś nie będzie chciał przyjeżdżać do dziadków z uwagi na uraz psychiczny, wywołany dużą ilością negatywnych wspomnień. Sam nie brałem tego na poważnie, ale (przepraszam mamo, przepraszam tato) myśl o dłuższym, 2-3 dniowym pobycie w domu nie nastrajało mnie pozytywnie.
Tym razem obyło się bez nadmiaru emocji. Synek był super-grzeczny. Był towarzyski, nieustannie miał coś do powiedzenia, i jakżeby inaczej – dużo gotował. Bawił się też ze swoim młodszym kuzynem, na swój rzecz jasna, nie wiem czy to co widziałem można nazwać zabawę, w każdym razie wchodził w interakcję. Jednak to co najbardziej mnie cieszy to kontakt z dziadkami. Do tej pory ich tolerował, chyba to dobre określenie. Kiedy tato szykował się do wyjścia na drobne zakupy, spróbowałem przekonać Stasia żeby poszedł z dziadkiem. Zaczęło się standardowo – „nie mam czasu, zarobiony jestem„, jednak od słowa do słowa, beton zaczął się kruszyć i stwierdził, że jednak pójdzie. Poszli. Spodziewałem się odwrotu w każdej sekundzie, siedziałem jak na szpilkach, emocje jak na ważnym meczu. Udało się!
Ja w tym czasie byłam na zakupach i buszowałam w lumpeksie (kocham, uwielbiam, takie hobby 😀 ). Z panią ekspedientką żywo dyskutowałam o najnowszych trendach modowych, a tu nagle wchodzi ktoś i pyta o „młodą panią”. Wychylam się zza sukienek a tam mój osobisty teść i osobisty syn! Ucieszyłam się ogromnie, Staś podszedł do mnie i pochwalił się, że byli w piekarni i kupili bułę. Już chciał zostać ze mną, ale jak mu pokazałam stertę ciuchów, którą mam do przymierzenia, zrobił natychmiastowy odwrót i wyszedł ze sklepu, nie czekając na dziadka. Prawdziwy facet.
Nie było problemu żeby posiedzieć z babcią, żeby babcia poczytała bajkę, nie było nieustannego poszukiwania mamy i taty. Co więcej, wiercił dziurę w brzuchu wujkowi, że chce pojeździć jego Hondą. Tuż przed wyjazdem udało się powtórzyć manewr z dziadkiem. Chyba się polubili.
Twierdza Góra została zdobyta! A Tobie jak minął weekend?