UWAGA! Wkurzona matka!

Piszę pod wpływem emocji. Baba się wkurzyła i zamiast wyżyć się na mężu postanowiła napisać. Będzie bulwers na świat, marudzenie, ostrzegam.

Kilka dni temu ruszyła rekrutacja do przedszkoli we Wrocławiu. I ja się ocknęłam. Życie w bańce mydlanej, na którą każdy dmucha i nikt nie chce jej dotknąć, żeby jej nie przebić jest fajne, dopóki nie trzeba z niej wyjść i zderzyć się z rzeczywistością. Wszystko, co mnie wkurzyło dzisiaj wynika z mojej niewiedzy i mam prawdziwy ból dupy, że dopiero teraz się o tym dowiaduję. Wszystko w naszym kraju jest tak zorganizowane, żeby przy załatwianiu jakiejkolwiek sprawy urzędowej maksymalnie zniechęcić i odstraszyć, a załatwienie czegokolwiek za jednym razem, jedną wizytą, to cud. I to mnie wkurza, bo będąc uczciwą obywatelką, która nigdy nie oszukiwała (np. w sprawie bycia samotną matką przed ślubem, albo zawsze mam bilet w komunikacji miejskiej), wydawało mi się, że robię dobrze, że takie jest prawo, trzeba się temu podporządkować i będzie się żyło dobrze i godnie. A tak naprawdę jestem frajerem, bo mogłam dostawać więcej pieniędzy z mopsu, a na biletach, które kupiłam oszczędziłabym już na nowy mikser, o którym marzę. Znajduję się w tej samej pozycji co ci źli, którzy oszukują, nawet niżej, bo oni przynajmniej oszukiwali i mają więcej kasy i samozadowolenie z bycia sprytnym. Bycie prawym obywatelem w Polsce się nie opłaca. Patrzę teraz na kryteria dostania się do przedszkola i mi gorąco. Najlepiej być niepełnosprawną, samotną matką z co najmniej trójką niepełnosprawnych dzieci . Serio, ktoś kto to ustalał chyba się nieźle bawił. Mój ból dupy tyczy się tego, że w normalnej rodzinie, gdzie dwoje rodziców pracuje i mają dwójkę dzieci (1-3 lata), tata ciągnie 1,5 etatu, kredyt na głowie, mama jeszcze w domu z obojgiem (macierzyński się kończy) nie mają szans na dostanie się do przedszkola. Nie ma miejsc dla starszaka, nie ma miejsc na listach rezerwowych i nie ma szans na to, że mama wróci do pracy. To może przedszkole prywatne? Niestety, nie stać ich na to, nie będą widywać dzieci, będą cały czas pracować, a każdą zarobioną złotówkę wydawać na przedszkole/ żłobek. I nie mówię, że tak się nie da zrobić, ale czy o to w życiu chodzi? Są zdrowi, chcą pracować, chcą żyć i chcą planować, ale się nie da. I to mnie strasznie wkurza, że jest tak ciężko u nas w kraju być uczciwym i po prostu szczęśliwym człowiekiem, trzeba walczyć o wszystko, kombinować, mieć znajomości. Twoje dziecko dostało się do państwowego przedszkola? Wygrałeś na loterii, a przecież to powinna być formalność. Jestem zła, boli mnie to, a napisanie o tym sprawia, że jest mi minimalnie lepiej.

Z racji, że mój syn zaczyna mieć poważne problemy z odnalezieniem się wśród rówieśników chciałabym żeby mógł chociaż kilka godzin z nimi przebywać, beze mnie. I w swojej małej głowie wymyśliłam, że poślę go do przedszkola. Tak kompletnie nie znając sytuacji opisanej wyżej zdecydowałam, że to może się udać. Ze względu na to, że wymaga szczególnej uwagi, przede wszystkim przy jedzeniu, ale dla niego sam stres jest bardzo obciążający i może doprowadzić do dekompensacji, chciałam go posłać do przedszkola integracyjnego. I nawet znalazłam kilka placówek nie na drugim końcu miasta. Zadowolona weszłam na stronę rekrutacji nieświadoma kompletnie, że orzeczenie o niepełnosprawności nie jest wystarczającym dokumentem, żeby go posłać do specjalnej szkoły. Zaczęłam więc szukać o co to chodzi z tym orzeczeniem o specjalnym kształceniu. Wniosek mam taki: znowu załatwianie i udowadnianie światu, że coś, co powinniśmy mieć od ręki jest nam potrzebne. Męczy mnie to w środku. Stresuję się jak mam zadzwonić i umówić się na wizytę do lekarza, a co dopiero stawać przed komisją, znowu. Dla większości z Was czytających to niedorzeczne, że można mieć „takie” problemy, ale uwierzcie, że to nie jest wcale proste walczyć z nieśmiałością i innymi słabościami. W każdym razie, co wymyśliłam: chcę to po kolei opisywać, jak w moim przypadku będzie wyglądać załatwianie takich prostych, a trudnych spraw życiowo-urzędowo-społecznych. Dwa lata temu bardzo potrzebowałam takiego przewodnika. Jak komuś się kiedyś przyda to super, jak ktoś ma inne wspomnienia i odczucia, porady to proszę piszcie, będzie pamiątka jak za 30 lat będzie już lepszy system w naszym kraju.

Co do załatwiania: pierwszy krok to poradnia psychologiczno – pedagogiczna. Już jestem wściekła, bo pamiętam jak wyglądało załatwianie orzeczenia o niepełnosprawności:

Lekarz prowadzący wystawia specjalne zaświadczenie o stanie zdrowia ważne tylko 30 dni, więc w tym czasie trzeba złożyć wniosek w swoim powiatowym centrum ds. orzekania o niepełnosprawności. Dostaje się powiadomienie o terminie komisji, na którą trzeba się stawić i oceniają, czy Twoje dziecko jest naprawdę niepełnosprawne, czy nie oszukujesz i w jakim stopniu wymaga opieki (to bardzo ważne, bo są dwa punkty, które decydują potem o przyznaniu świadczeń pielęgnacyjnych). Nie jest to takie skomplikowane jak późniejsze załatwianie tych świadczeń, gdzie wymagają miliona dokumentów, ale o tym kiedy indziej. To po prostu przykre stanąć przed obcymi ludźmi, którzy pierwszy raz słyszą o czymś takim jak Deficyt LCHAD i mają podejmować kluczowe decyzje mające wpływ na rozwój Twojego dziecka. Jak już pamiętacie, jest to choroba uwarunkowana genetycznie, nie ma na nią lekarstwa i wraz z wiekiem nie można wyzdrowieć. Jednak komisje najczęściej wydają orzeczenie tylko na dwa lata. Za dwa lata znowu powtórka z rozrywki. To tak jakby wezwać na komisję kogoś bez nogi tylko po to, żeby sprawdzić czy ta noga przypadkiem nie odrosła. Niby jedna wizyta u lekarza i jedna na komisji, ale jeszcze potem kolejne załatwianie świadczeń, czekanie kilka miesięcy na decyzje. Nie wiem od czego to zależy, czy mają jakieś wytyczne w tych komisjach, że nie mogą dawać na dłużej orzeczenia. Jestem w stanie zrozumieć, że oni nie robią tego, żeby mi zrobić na złość (chociaż czasem tak to wygląda), tylko ktoś wyżej ich ogranicza. W każdym razie rozwiązanie tej sytuacji jest – odwołać się i potem już na drodze sądowej wywalczyć orzeczenie od razu do 16 (?) roku życia. I da się, pewnie, znam osoby, które wygrały, ale ile to nerwów, stresów i kolejnych papierów do załatwienia. Serdecznie im gratuluję i zazdroszczę, że mają to już za sobą, a orzeczenie naszym dzieciom się należy, nie powinniśmy się o nie prosić jak o jakiś przywilej.

Chętnie opiszę jak będzie przebiegać kolejna walka z systemem i załatwianie orzeczenia o specjalnym kształceniu dla Stasia. Może będzie z tego serial sensacyjny, byle nie dramat. Koniec marudzenia!

2 odpowiedzi do “UWAGA! Wkurzona matka!”

  1. Uczciwość, hmm… ja wolę być frajerem ale mieć spokojne sumienie 🙂 W PPP my natrafiliśmy na pomocnych i miłych pracowników, potrzebowaliśmy opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju, żeby Gabrysiek mógł chodzić na zajęcia z rehabilitacji wzroku. Ale swoje trzeba odczekać, wiadomo… Co do orzecznictwa to aktualny system to kpina, no ale gdyby nie orzeczenie to o żłobku publicznym moglibyśmy zapomnieć.
    Dużo cierpliwości i mniej nieśmiałości! Pozdrowionka 🙂

    1. Ja też wolę spokojne sumienie, ale zawsze coś za coś. Przynajmniej spanie mamy dobre. 🙂 A z automatu zakładam, że ludzie w poradni będą niemili, dopiero teraz wzięłam pod uwagę, że ktoś nam po prostu pomoże i będzie bezproblemowo. Chyba mam za dużo złych doświadczeń. Pozdrawiamy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *